- Widzisz kto to jest? - Sabetha wierciła się już od jakiegoś czasu próbując odkryć pozycję, która byłaby wygodna i jednocześnie żeby coś widziała. - Posuń się, zajmujesz najlepsze miejsce! Mi już niewygodnie...
- Nie marudź, i tak jestem wyższa, więc więcej widzę. No i nadal nie wiem czemu on się nie rusza - Klaudia nie odrywała wzroku od okna.
- To już masz pewność że to on? - dopytywała się Sabetha.
- No tak mi się wydaje. Wiem tylko że ma niebieską koszulkę i włosy - zamyśliła się.
- Ma niebieskie włosy? - w głosie Sabethy było słychać rozbawienie, które odwróciło uwagę Klaudii od okna.
- Nie, nie ma niebieskich włosów - teraz mówiła już wyraźnie w stronę koleżanki - Wiem że ma włosy... Takie średniej długości, coś pomiędzy blondem a ciemnym blondem.
- A czyli blond. Kudły jak brudny kurczak, czyż nie tak?
- Może zacznie robić 'ko-ko-kooo' - dziewczyny zaczęły naśladować kury, koguty, a po chwili przerzuciły się na inne zwierzęta, nie ograniczając się do istniejących. Jednak po słonioćmokach i żyrafopadalcach, gdy zabawa je znudziła postanowiły olać nieruszającą się postać z okna i pogrążyły się w rozmowie. Gdy zaczęło się robić nieznośnie gorąco, zostawiły swój zestaw piknikowy i wróciły na obiad z postanowieniem póżniejszego powrotu po rzeczy.
Zjadły obiad z ciocią, panem Markiem i wspaniałym humorem. Nieprzewidywanie, pan Marek okazał się wcale nie taki zły jak się spodziewały, może to ciotka nastawiła go pozytywniej na dziewczyny, w każdym razie zaproponował im nawet podwóz do miasteczka. Miasteczko było niedaleko, pod warunkiem że posiada się samochód, motor, skuter albo chociaż rower. Pieszo wycieczka zajęłaby dziewczynkom pewno godzinę, i to tylko w jedną stronę, a ponieważ takie ambitne nie były, z radością zgodziły się na propozycję pana Marka.
W Kłakach, bowiem tak się nazywało owe miasteczko, nie było wielu atrakcji. Dziewczyny zatrzymały się przed cukiernio-kawiarnią.
- Zjadłabym babeczkę kajmakową - oznajmiła rzeczowym tonem Sabetha. - Wchodzimy?
- Nie. - Klaudia była niewzruszona. Lecz po chwili dodała rozmarzonym głosem - chociaż ich pączki wyglądają na naprawdę świeże...
- Niby nie powinnam, ale co komu szkodzi jeden raz? - Sabetha zdawałoby się już dokonała wyboru. - Jedna maleńka babeczka kajmakowa? Albo z owocami? - Postanowiła wejść.
- Dobra, wchodzimy - Klaudia również dała się namówić dokładnie posypanym cukrem pudrem pączkom.
Oby dwie zamówiły więcej niż jedno ciastko. Do tego latte i lody, po prostu nie potrafiły się oprzeć. Zanim się zorientowały zaczęło się robić ciemno i usłyszały dzwony. Zegar wybijał dwudziestą pierwszą, a o tej godzinie umówiły się z panem Markiem na powrót. Zapłaciły, wychodząc potrąciły wysokiego blondyna w brudno-żółtej bluzce, prawie całkowicie zakrytej pod czarną, skórzaną kurtką. Przeprosiły i wybiegły. Ten spojrzał się tylko i pokręcił głową. Odgarnął włosy z twarzy i poprosił o kostkę alpejską na wynos. Dziewczyny już biegły pod kościół, przy którym miały się spotkać. Po drodze minęły ciekawie wyglądającą księgarnię, ale nie zatrzymywały się. Zdyszane zobaczyły stojący samochód z kierowcą. Pan Marek czytał gazetę.
- I jak się podobały Kłaki? - zapytał wyraźnie zainteresowany?
- Kogo? - palnęła głupio Klaudia.
- Nie kogo, tylko bardzo nam się podobały - odpowiedziała Sabetha. - W sumie nie widziałyśmy dużo, ale ciastka macie niesamowite!
- Taa... - Kierowca stracił zainteresowanie rozmową i ruszył.
- To nie był nasz sąsiad? Ten w kawiarni... - Klaudia zwróciła się już ciszej do koleżanki.
- Nie widziałam nikogo. Mogłeś mi powiedzieć, długo tam siedziałyśmy - dodała z urazą.
- Jak miałam ci powiedzieć? Przecież wpadłyśmy na niego. A potem tak leciałyśmy, że nie myślałam o takich rzeczach.
- Aaa... Ten! Nie wiem, jak wiesz, nie pamiętam sąsiada, bo go nie widziałam, ty cały czas siedziałaś przy oknie. Pamiętasz co zamówił? - Sabetha siliła się na obojętność.
- Nie wiem, nie zwróciłam uwagi.
Na moment zapadła cisza. Po pięciu minutach Klaudia męczona dniem położyła głowę na ramieniu koleżanki i zasnęła, nieczuła na wyboje na drodze, które raz po raz dawały się we znaki. Pan Marek równiez sprawiał wrażenie przysypiającego na drodze, tylko Sabetha całkowicie rozbudzona myślała o tajemniczym nieznajomym, którego napotkały tego dnia.
W Kłakach, bowiem tak się nazywało owe miasteczko, nie było wielu atrakcji. Dziewczyny zatrzymały się przed cukiernio-kawiarnią.
- Zjadłabym babeczkę kajmakową - oznajmiła rzeczowym tonem Sabetha. - Wchodzimy?
- Nie. - Klaudia była niewzruszona. Lecz po chwili dodała rozmarzonym głosem - chociaż ich pączki wyglądają na naprawdę świeże...
- Niby nie powinnam, ale co komu szkodzi jeden raz? - Sabetha zdawałoby się już dokonała wyboru. - Jedna maleńka babeczka kajmakowa? Albo z owocami? - Postanowiła wejść.
- Dobra, wchodzimy - Klaudia również dała się namówić dokładnie posypanym cukrem pudrem pączkom.
Oby dwie zamówiły więcej niż jedno ciastko. Do tego latte i lody, po prostu nie potrafiły się oprzeć. Zanim się zorientowały zaczęło się robić ciemno i usłyszały dzwony. Zegar wybijał dwudziestą pierwszą, a o tej godzinie umówiły się z panem Markiem na powrót. Zapłaciły, wychodząc potrąciły wysokiego blondyna w brudno-żółtej bluzce, prawie całkowicie zakrytej pod czarną, skórzaną kurtką. Przeprosiły i wybiegły. Ten spojrzał się tylko i pokręcił głową. Odgarnął włosy z twarzy i poprosił o kostkę alpejską na wynos. Dziewczyny już biegły pod kościół, przy którym miały się spotkać. Po drodze minęły ciekawie wyglądającą księgarnię, ale nie zatrzymywały się. Zdyszane zobaczyły stojący samochód z kierowcą. Pan Marek czytał gazetę.
- I jak się podobały Kłaki? - zapytał wyraźnie zainteresowany?
- Kogo? - palnęła głupio Klaudia.
- Nie kogo, tylko bardzo nam się podobały - odpowiedziała Sabetha. - W sumie nie widziałyśmy dużo, ale ciastka macie niesamowite!
- Taa... - Kierowca stracił zainteresowanie rozmową i ruszył.
- To nie był nasz sąsiad? Ten w kawiarni... - Klaudia zwróciła się już ciszej do koleżanki.
- Nie widziałam nikogo. Mogłeś mi powiedzieć, długo tam siedziałyśmy - dodała z urazą.
- Jak miałam ci powiedzieć? Przecież wpadłyśmy na niego. A potem tak leciałyśmy, że nie myślałam o takich rzeczach.
- Aaa... Ten! Nie wiem, jak wiesz, nie pamiętam sąsiada, bo go nie widziałam, ty cały czas siedziałaś przy oknie. Pamiętasz co zamówił? - Sabetha siliła się na obojętność.
- Nie wiem, nie zwróciłam uwagi.
Na moment zapadła cisza. Po pięciu minutach Klaudia męczona dniem położyła głowę na ramieniu koleżanki i zasnęła, nieczuła na wyboje na drodze, które raz po raz dawały się we znaki. Pan Marek równiez sprawiał wrażenie przysypiającego na drodze, tylko Sabetha całkowicie rozbudzona myślała o tajemniczym nieznajomym, którego napotkały tego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz