poniedziałek, 7 listopada 2011
Elizabeth
Gdzie to jest, gdzie to jest? Mam niski poziom cukru, trzeba to zmienić. Szeptała sama do siebie o 4 nad ranem stając w samych skarpetkach na poręczy krzesła grzebiąc w kartonie z kablami i innymi tego typu rzeczami. Do kartonu wrzucała głównie sprzęt elektroniczny, z można powiedzieć ciekawą historią. Empetrójka nie działała po spotkaniu z jeziorem, poprawionym zbyt bliskim suszeniem jej w ognisku - słuchawkami została przywiązana do kija i pozostawiona nad ogniskiem wraz z kiełbaskami i chlebem. Laptop nie działał po zrzuceniu go z ósmego piętra. W sumie dobrze że nikomu nie spadł na głowę. Pilot nie działał zarówno z naładowanymi jak i rozładowanymi bateriami, nie wiadomo dlaczego. Baterii też było dużo. Masa kabli USB, działających w większości i zapas słodyczy. Słodycze pochowane były w całym domu, ale tu powinien być schowany słoik nutelli, pudełko z 'Michałkami' i galaretki w czekoladzie... Znalazła to ostatnie i po chwili zastanowienia sięgnęła również po 'Michałki'. Krzesło pod nią zachwiało się, a ona ze zduszonym okrzykiem runęła na podłogę. Świetnie! warknęła i rozmasowawszy obite kolana i łokcie zabrała się za zbieranie słodyczy z podłogi. Nie chciało jej się zapalić światła, więc spodziewała się że nie wszystko znalazła, ale to może poczekać do rana. Wzięła w zęby butelkę z wodą i wróciła do łazienki. Zdjęła skarpetki, chwyciła pamiętnik i długopis, słodycze postawiła na brzegu wanny i weszła do gorącej wody. Trzy godziny później ręka bolała ją niemiłosiernie, zjadła większość słodyczy i kończyła jej się woda w butelce. Uśmiechnęła się. Zapisała jedenaście stron, opisała prawie tydzień jej życia. Zostało jej jeszcze pięć dni. Całą noc pisała, miesiąc przerwy nie za dobrze robi jak chce się zawrzeć całe życie na kartkach pamiętnika. Ale systematyczność nigdy nie była jej dobrą stroną, trudno. Spojrzała na zegarek. Cholera! wyrwało jej się. Na ósmą była umówiona w centrum z Karniszem i bardzo nie chciała się spóźnić. Szybko się wysuszyła, ubrała i doprowadziła mniej więcej do stanu używalności. Gorąco podziękowała współlokatorce za gorącą kawę czekającą już na nią stole w kuchni i wyruszyła z lustrzanką i ulubionych szpilkach na spotkanie z facetem, od którego zależało czy dostanie pracę w agencji.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz