poniedziałek, 6 grudnia 2010

lilith 2

Skórę z nadgarstków miała zdartą do krwi, rajstopy ubrudzone trawą, wymiocinami, krwią i denaturatem. Łzy już dawno przestały spływać po jej wychudzonych policzkach, a ze złamanego nosa nie leciała już krew. Nie była nieszczęśliwa, smutna, ani zmartwiona. Uśmiechała się do siebie i szła w deszczu, nie zważając na odciski, kałuże i gapiących się z pogardą ludzi. Nie czuła się źle z powodu spływających z niej strumieni wody, nawet mimo tych dziesięciu stopniach 'na plusie'. W końcu woda to życie, życie to piękno, piękno to miłość, miłość to ból, ból to cierpienie, cierpienie to koniec, koniec to początek, początek to woda. Po kilku godzinnym marszu wreszcie wykończona opadła na trawę, skuliła się w ciemnościach. Deszcz przestał padać, słońce już dawno zaszło, ludzie pochowali się w domach. Dopiero gdy nikt jej nie widział, gdy miała pewność że nikt nie dostrzeże łez, pozwoliła im wypłynąć. Nie bała się. Boją się ludzie którzy coś posiadają, ona już dawno straciła wszystko. Straciła nawet to czego nie miała i to co miała otrzymać.

1 komentarz:

Karolina Malusiak pisze...

piekne to co napisalas jest!
mozliwe,ze masz racje.