sobota, 16 lipca 2011

w metaforach - omega 17

Spojrzała na obtarte stopy, podrapane do krwi nogi. Wzrokiem przejechała po bliznach na rękach, i ranach na dłoniach. Uśmiechnęła się do przetarć na plecach, do miejsc na brzuchu, tych ze zdartą skórą. Westchnęła i na jej twarzy zakwitł jeszcze szerszy uśmiech. Te wszystkie rany, ranki, zadrapania, stracona skóra i przelana krew, odciski i poparzenia, te wszystkie znaki, które na jej ciele pozostawił czas i przeżyte doświadczenia. Właśnie to wszystko tworzyło ją, i to, kim była. Odcisk na nodze? To od corannego biegania z siostrą, od wstawania skoro świt i zatracaniu się w wysiłku, pocie i świeżym, wilgotnym powietrzu. Na drugiej stopie miała bliznę od japonek - chłopaka i własnych. Od czego miała siniaki na kolanach? Te akurat od męczących treningów, od tańca, od figur wykonywanych na kolanach i od padania na nie trochę za często. Rana na kostce, dość głęboka, od przenoszenia walizki, była wspomnieniem afrykańskich krajów i życia co noc w innym miejscu. Na palcach miała blizny po masie kajmakowej, a dokładniej po puszce w której ta kiedyś się znajdowała. Już nie krwawiły, deszcz już nie padał. Nogi podrapały jej jeżyny, las i rafy koralowe. Zdarta skóra z brzucha? Chyba raczej zdrapana, własnymi paznokciami, pamiątka słabszych momentów, chwil bezsilności. Drzewa i ściółka leśna, leżące w lesie gałęzie były powodem przetarć. Tych na plecach. Oraz niektórych blizn na rękach. Tych drugich szczególnie dużo. Niektóre tak stare, że nie pamiętała już skąd się wywodzą. Szczególną miała na prawej dłoni, między ostatnią i przedostatnią kostką. Do tej żywiła szczególne uczucie, a raczej do tego co symbolizowała. Zamknęła oczy. Wspomnienia zalewały jej głowę, przelatywały przed oczami, jedne szybko i ledwo zauważalnie, inne zatrzymywały się przed powiekami na chwilę dłużej, taką, by zdążyła się im dobrze przyjrzeć, przypomnieć zdarzenia. Mam cudowne życie, stwierdziła. I to była prawda.

Brak komentarzy: