sobota, 22 października 2011

Karol, podaj mi szklankę wody. Chce mi się pić, chce mi się żyć.

Słuchawki wbite głęboko, muzyka docierała do najdalszych zakątków jej zmarzniętego ciała. Stała prosto, z półotwartymi ustami i patrzyła. Zamknęła oczy, lecz nadal widziała. Gdy zrobiło się jej mokro pod powiekami zacisnęła je jeszcze mocniej. Stop. Koniec, ja już nie chcę! To się nie dzieje, to się nie dzieje naprawdę! Słonawe łzy ciekły po jej wychudłych policzkach, i drażniły pogryzione do krwi karmazynowe usta. Paznokcie wbijały się głębiej i głębiej w skórę, z taką mocą, jakby od tego zależało całe jej przyszłe życie, cała ona. Zacisnęła oczy jeszcze mocniej. Wzięła głęboki wdech. Spokojnie, będzie dobrze, musi być. Będzie, na pewno. Musi. Gdy mroźne powietrze dotarło do jej płuc, wybuchnęła płaczem. Próbowała ochłonąć, opanować emocje, które strużkami wypływały ze środka jej samej, ale gdy kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem, odwróciła się na pięcie i z zaciśniętymi wciąż oczami, zaczęła biec. No i wpadła na niego. Nie pomyślała, że po tym co zrobił będzie jeszcze miał czelność się do niej odzywać, aczkolwiek miał:
- Witaj kochanie - nie odpowiedziała. Przytulił ją, włożyła zmarznięte ręce pod jego koszulkę, by ogrzały się ciepłem jego ciała, wtuliła głowę w bluzę. - Coś się stało, moja droga? - Zatrzęsła się spazmatycznym płaczem. Po chwili, gdy gotowa była na odpowiedź wydukała tylko łamiącym się głosem:
- Wszystko jest dobrze, mam cudowne życie... Cudownie jest, pięknie, naprawdę-
- No to chodźmy do szkoły. I tak spóźniliśmy się na ostatni autobus.

Brak komentarzy: