środa, 16 listopada 2011
Jack i Jill
Sama w domu nie czuła potrzeby ubierania się. Dla kogo miała się ubierać? Dla ścian pomalowanych jej ulubionymi farbkami, czy dla ludzi, którzy uśmiechali się do niej z fotografii powywieszanych na ścianach? Oni jej nie widzieli, oni jej nie mówili, że ładnie wygląda. Dlatego gdy wychodziła rano spod prysznica cała ociekająca wodą, w takim stanie szła do kuchni, otwierała lodówkę, czasem coś zjadła, czasem nie. Rzucała się na łóżko, sprawdzała pocztę, telefon - może ktoś napisał, może komuś jeszcze zależy. Zazwyczaj zależało, tak więc wychodziła z domu już ubrana, zależnie od nastroju, a ostatnio jej nastrojem były glany, koszule zabrane tacie i kolorowe kapelusze. Lubiła kapelusze. Lubiła swoje glany. Jack i Jill. Nazwane, bo jak ktoś jej powiedział, glany trzeba upersonifikować, trzeba nadać im imiona. Czemu Jack? Bo mordował, bo był zabójcą za idee, bo chciał zmieniać świat. Czemu Jill? Bo Jack.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Fajne.. Nawet bardzo.
Prześlij komentarz