niedziela, 20 listopada 2011

Przypomniane uśmiechy 1

Siedziałam na przystanku, sama jedna, nawet bez muzyki. iPod mi się rozładował, więc rozglądałam się dookoła by zaspokoić czymś moją chłonną wyobraźnię, moją ciekawość i chęć uśmiechu.
Rozglądając się zobaczyłam dwóch idących. Jeden raz po raz podnosił rękę, wąchał się pod pachą i mówił coś do drugiego. Przekrzywiłam głowę. Co on robi?  Wykreowało się w mojej głowie pytanie. Zauważył że się na niego patrzę, więc zaczęłam się śmiać z jego zażenowania.
- Tak dobry masz humor?
- Tak, śmiesznie wyglądasz, wiesz?
- No co, kulki zapomniałem użyć...
- No tak, oczywiście.
- Moja wina?
- A moja?
- Ale o co ci chodzi?
- Mi?
- No tak.
- A o nic, po prostu śmiesznie wyglądałeś.
- Ja?
- No przecież mówię. Ty.
Spojrzał się jeszcze raz, otworzył usta, ale zamknął je automatycznie, nic nie mówiąc.
Naburmuszył się.
Odezwał się do kolegi. Kolega spojrzał na niego jak na wariata, potem na mnie, z miną typu To nie Twoja wina, on często wariuje. Ale jaka wina? Ah, no tak. Bo po chwili musiał już doganiać swojego spoconego kolegę. Szkoda. Autobus im uciekł.

4 komentarze:

Karolina Malusiak pisze...

oczywiscie,ze pamietam :*.
nic sie nie układa,nauczyłam się udawać,choc racja jest lepiej niz kiedyś,ale nic nie jest tak samo.
nie moge Cie dorwac na gg.. tęskno ;* pisz co u Ciebie.

Zemigrowany pisze...

Hm, koleś dziwny. Bardzo.

lifeclock pisze...

czytać Cię można bez końca...

deplore pisze...

Pewnie pesymista, który miał ciężki dzień. Ale szczerze: w dzisiejszych czasach prawie nikt się nie uśmiecha. Pewnego dnia idąc sobie alejką zobaczyłam dziecko z bukietem liści, uśmiechnęłam się - dziecko uciekło.