sobota, 17 marca 2012

Leżała na trawie niewiele się ruszając. wiatr poruszał jej włosami, ona poruszała swoimi powiekami. Oczy niesamowicie ją bolały. Całą istotę jej człowieczeństwa przepełniał jakiś mniej niż bardziej wyrażony spokój. Ludzi traktowała jako element przyrody. Mniej znaczący. Po trawie chodziły mrówki. Czasem wchodziły na nią. To takie zabawne stworzenia. Dnia poprzedniego też napawała się naturą. Siedziała nad wodą, oglądała rude i nieposklejane rzęsy. Wiatr wiał coraz bardziej, coraz dobitniej dobijał się do jej swiadomości, niczym zbudzony w środku nocy koń przerażony pożarem. Pożarem myśli niewyrażonych. Psychodeliczne sny nie zawsze stawały się jej rzeczywistością, ta ostatnia była ostatnio rozchwiana, ale z tendencją zwyżkową. Oglądała dzieci. Jedne brudne na twarzy, z włosami w nieładzie, biegały i wywracały się, nie przestając śmiać i cieszyć zabawa. Inne z kolei w markowych kurteczkach I kozaczkach, zwiewnych sukienkach trzymały za rączkę babcie I wujków I zadzierały wysoko główki. Podobała się jej jej własna rzeczywistość. Jej osobista, podzielna, niepodzielna... O, znów mrówka.

Brak komentarzy: