- Aaa! - przeciągnęła się Klaudia. - Która to już godzina?
- Nie mam pojęcia, pewno koło szóstej - Sabetha wyraźnie była niezadowolona z wczesnej pobudki. - Idź spać.
Klaudia westchnęła. Nie chciało się jej spać. Poprzedniej nocy wcześnie się położyły, więc była wyspana, a do tego słońce kusząco wpływało przez niezasłonięte okna. Jak tu pięknie - pomyślała. - I spokojnie. Brakuje tylko żeby byli może jacyś interesujący ludzie w okolicy, bo kilka dni będzie fajnie się zrelaksować, ale co jak zaczniemy się nudzić? - po chwili myśli zaczęły jej odpływać, po dziesięciu minutach myślała już o tym, dlaczego nie zapisała się na lekcje baletu, a po piętnastu wyobrażała sobie jak wyglądałoby konsumowanie zupy ogórkowej przez pawiana.
- Saba, a jakby on się zakrztusił, to myślisz że inne poklepałyby go po plecach? - Nie do końca zdając sobie z tego sprawę wypowiedziała swoje przypuszczenia na głos.
- Yhyyy. - Sabetha uparcie nie dawała się obudzić. - A jaki miał kolor włosów? - Na moment trochę się ożywiła. - I oczu.
- Pawian? - Klaudia nie do końca świadoma o czym mówi koleżanka ze zdziwienia otworzyła oczy.
- Jaki Pawian? Ten chłopak. No, chyba że takie mu dałaś przezwisko - głos Sabethy nie był już taki zaspany jak przed chwilą. - Niezbyt oryginalne.
- Nie dawałam mu przezwiska...
- To czemu go tak nazwałaś?
- Pawiana? - Teraz z kolei Klaudia zaczęła się śmiać. - Jak sobie żarty robisz, to jesteś już na tyle trzeźwa że możemy wstać - jako dowód że jest również trzeźwa, trochę chwiejnie usiadła na łóżku. - I zwiedzimy okolicę - zrzuciła Sabethę z łóżka.
- Aua!
- Nie narzekaj, idziemy na śniadanie!
Okazało się że śniadanie musiały sobie zrobić same, od ciotki dostały tylko krótki liścik:
Pojechaliśmy z Panem Markiem do Kłaków po zakupy. Myślę, że ze śniadaniem sobie poradzicie, wszystko co jadalne jest w lodówce i szafkach. Klucze zostawiam Wam na stole, jak będziecie wychodziły z domu to zamknijcie. Wróćcie najpóźniej przed obiadem (ok.13).
Pismo miała czytelne, niektóre litery miły fajne zakrętasy i zawijasy, co bardzo im przypadło do gustu. Na osobnej karteczce był zapisany również nr telefonu do ciotki i miejsce w którym one powinny wpisać własne numery. Śniadanie zjadły w wesołych humorach, nawet zaczęły planować jakie to one niesamowite rzeczy będą robić podczas tego wyjazdu - w końcu ciocia okazała się wyluzowana i dająca dużo swobody, więc gdzie problem? W takich nastrojach umyły się, ubrały i postanowiły wyjść.
Wzięły koc, sok pomarańczowy i czekoladę. Pogoda była idealna - nie było upału, ale można było normalnie chodzić w krótkim rękawku i rybaczkach. Obie dziewczyny miały również trampki - Klaudia brudnoróżowe, o których można się było tylko domyślać, że kiedyś to był jaskrawy odcień, a Sabetha klasyczne - czarne. Nie byłaby to może taka istotna informacja, gdyby nie fakt, że wracając ze świetnie spędzonego czasu na łące, zamieniły się butami i nakryciami głowy. Roześmiane, prawie by wpadły na płot.
Płot do końca płotem nie był, to pewne - był niski, zdezelowany i pewno mało kto wiedział o jego istnieniu. W końcu kto spodziewałby się płotu na bezpłotowej łące? Tak przynajmniej tłumaczyły to sobie dziewczyny, bo łąka rzeczywiście była nie ogrodzona. A tajemniczy płot zapewne należał do sąsiadów. Zapewne, bo gdy próbowały go okrążyć, okazało się, że po jakiś piętnastu metrach kończy się naturalnie - jakby wrósł w ziemię, zapadł się albo nie wiadomo co.
Dziewczyny przystanęły pod drzewem, a ponieważ obydwie na drzewach nie znały się wcale, doszły tylko do wniosku że cis, którym owe drzewo było daje doskonałą osłonę przed widokiem niechcianych oczu, cień i masę komarów. Z tego ostatniego nie były ani trochę zadowolone, ale wynagradzał im to fakt, że widok, był doskonały na sąsiadującą posiadłość, a konkretnie na okno. Z budowy domu wynikało, że to okno do tego samego pokoju, który widać z ich sypialni. W innym przypadku pewno przeszłyby obojętnie, ale zawartość pomieszczenia bardzo je zaciekawiła, więc rozłożyły koc, wyjęły picie i czekały.
1 komentarz:
Uwielbiam Cię! :* czekam na dalsze ;)
Prześlij komentarz