środa, 15 grudnia 2010

lilith 6

Była sobota. Dzień bieli i pożegnań, ale nie czerni. Czerń nie miała dzisiaj tu wstępu. Tego dnia wspominano jaką to wzorową uczennicą była, jaki z niego był dobry sportowiec. Opowiadali o ich życiu przedstawiając je z tej najcieplejszej, najjaśniejszej i najpozytywniejszej strony. Ale czy nie na tym polegają pogrzeby? Żeby zapamiętać tych którzy nas opuścili z jak najlepszej strony. Nikt nie wspomniał o tym, że przed powrotem do domu wysiadywała na zimnie z telefonem przy uchu i łzami w oczach, że wymykała się z domu by się z nim widzieć, nie ważne czy była to siedemnasta czy trzecia w nocy, czy padał śnieg, deszcz, czy księżyc zalewał wszystko swoim srebrnym oddechem. Nikt nie wspominał o tym, że uwielbiała wyjadać dżem ze słoika, że w domu nosiła za duże dresy i nie raz zasypiała na parapecie. O większości z tych rzeczy ludzie obecni przy jej grobie nie mieli pojęcia, świadomość ta została podarowana tylko nielicznym, tym najważniejszym dla niej. O tym, że odebrała sobie życie wiedziało tylko kilku. I tak miało pozostać. Ci ludzie nie ubrali czerni. Ubrali biel, chociaż za tym kolorem nie przepadał nikt z nich. Przecież on symbolizował czystość. Nikt nie łudził się że para była czysta, tu chodziło o brak czerni, o jej przeciwieństwo. Ona by tego chciała, on byłby zadowolony z faktu że ona jest szczęśliwa. Jedna z Białych wystąpiła do przodu. Nie zamierzała nic mówić, włączyła muzykę, ulepiła śnieżną kulkę i rzuciła na grób. Z uśmiechem na ustach oddaliła się z cmentarza. Jeszcze tyle trzeba zrobić.

1 komentarz:

Karolina Malusiak pisze...

niesamowite :( aż mnie ciarki przeszły,świetnie piszesz!:*
Doceniam cholernie doceniam :( tylko to było takie ważne to dlaczego odeszło?

naiwna metoda,w sumie jestem trochę naiwna,próbuje już od 2 miesięcy kochana i to chyba nie działa :( :*