Siedziały trzy.
Blondynka siedziała jako pierwsza. Była żoną, w małżeństwie to on zarabiał, ona wydawała, wydawał on. Mało rozmawiali, mało czasu spędzali razem. Czy się kochali? Sami się nad tą kwestią nie zastanawiali. Chyba tak - w końcu akceptowali to, jacy są. On akceptował jej nowe sukienki za parę tysięcy na każdą możliwą okazję, spotkania z przyjaciółkami i prywatne treningi z coraz to nowymi trenerami. Ona akceptowała jego nie tak dyskretne romanse, chrapanie - w końcu i tak nie sypiali już razem - niewyjaśnione wizyty oficjeli zawsze kończące się jego nerwowym nastrojem, i piciem. Akceptowała, że od czasu do czasu ją uderzy, że ją poniża, gdy z kumplami się upije, że ciągnie ją za włosy, że zrywa ubranie. W końcu sytuacje te nie były częste.
Następna była ruda. Mieszkanie dwupokojowe, łazienka, kuchnia, salon gdzie spała ona, mały pokoik gdzie spał jej syn. Chłopak był największą miłością jej życia, inne - przeminęły. Pracowała na dwa etaty, a jak nadarzała się okazja, to na trzy - by wyżywić swą małą rodzinę, by zapewnić przyszłość. Nie sobie. Jej przyszłość się dokonywała.
Ostatnia była brunetka. Była młoda, do szczęścia jej mężczyzna nie był potrzebny, bo po co? By ją bił i poniżał a potem zostawił z dzieckiem i robotą, której nie znosiła? Kochanek też nie? Nie. Nawet na jedną noc, przepiękna? Na żadną noc. Bo po co? Dla jego satysfakcji i na jego prośbę? Nie chciała. A co jak się zakocha? Ona nie chciała się zakochać. By ze swoich pięknych naturalnych włosów przejść w tleniony blond fałszywości i nieszczęścia zatuszowanego pieniędzmi, a następnie z odejściem mężczyzny stracić ten kolor na rzecz rudego, koloru wolności i pasji który tak uwielbiała, by być znów sobą, lecz już nie tą samą, z gronem nie potrzebnych wspomnień i problemami, z największą miłością swojego życia - dzieckiem, które przez jej wybory musi wychowywać się bez ojca....
Tak więc trzy dalej siedziały, nie dostrzegając siebie, nie widząc podobieństw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz