niedziela, 30 października 2011

Blondynka, ruda i brunetka

Czarna sukienka, do ziemi, dopasowana w taki sposób by zatuszować niedoskonałości, uwodzicielsko opinająca jej szczupłe ciało. Uśmiechała się grzecznie, długimi zadbanymi dłońmi raz po raz przeczesywała blond włosy. Farbowane, tlenione, ale bez łamiących się końcówek i odrostów. Makijaż profesjonalny, kosmetyczka wiedziała w czym jej najlepiej, co dopasować do jej nastroju, malowała ją tyle już razy w końcu. Zęby wybielane, figura osiągnięta dzięki prywatnemu trenerowi fitness i zabójczym dietom, ale który spośród zgromadzonych tam mężczyzn zdawał sobie z tego sprawę? Dla nich była żoną jednego z nich, ładna, dupa, kropka.
Czarna sukienka do ziemi, mająca wyglądać na droższą niż w rzeczywistości była, o rozmiar lub pół za mała, znoszona. Z oczu dało się wyczytać pragnienie ucieczki i desperacką chęć dobrej zabawy z dala stamtąd. Makijaż zbyt ciężki na nie takie już młode oczy, usta wąskie, jakby pogryzione, dłonie z wstydem schowane gdzieś nisko by nikt nie dostrzegł, że są dłońmi kobiety pracującej, zmywającej naczynia i gotującej obiady. Buty na obcasie, skórzane, lecz widać po nich, że swoje już przeżyły. Mężczyźni kobiety nie zauważali, przejeżdżali wzrokiem od blondynki do brunetki, rudą pomijając.
Czarna sukienka, do ziemi. Biała wstawka na piersiach. Sukienka nowa, spojrzenie zaciekawione. Dziewczyna młoda, makijażu brak, naturalnie powykręcane włosy, upięte delikatnie trochę krzywo, lecz z gracją. Skóra świeciła się jej od tańca, nogi pełne były życia, usta czerwone, karminowe. To ona nie zauważała mężczyzn, uwagę zwracała nie jednego. Na zaloty nie odpowiadała. Dłonie z uścisków wyrywała.
Siedziały razem jakby siostry, lecz będąc jednocześnie jakby historią jedną, zapomnianą, gdzieś między tymi o czerwonym kapturku i czerwonej Polsce. 

Brak komentarzy: